SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Kim jest Karolina i kobiety w jej otoczeniu? Rozmawiamy z Mają Pankiewicz, gwiazdą serialu „Morderczynie”

„Morderczynie” to pierwszy polski serial fabularny Viaplay. Inspirowany książką non-fiction „Polskie morderczynie” autorstwa Katarzyny Bondy opowiada o tym, jak względne może być spojrzenie na zło i jego konsekwencje. Z Mają Pankiewicz, odtwórczynią głównej roli, dzielnicowej Karoliny Keller po godzinach prowadzącej śledztwo w sprawie zaginięcia ojca, rozmawiamy o serialu, w którym kobiety padają ofiarami przemocy, ale i są jej sprawczyniami.

Maja Pankiewicz jako Karolina Keller w serialu „Morderczynie”, ViaplayMaja Pankiewicz jako Karolina Keller w serialu „Morderczynie”, Viaplay

Małgorzata Major: Gdy poznajemy Karolinę, początkowo mamy wrażenie, że miała z ojcem głęboką więź, która oparta była m.in. o wspólne treningi pływackie (często powracająca retrospekcja). Można sądzić, że ojciec był surowy, ale kochający, wspierający. Dopiero z czasem okazuje się, że to perspektywa bohaterki, której nie podziela siostra Ewa, ani matka.

Maja Pankiewicz: Ojciec Karoliny był legendą Terroru, wielkim autorytetem nie tylko dla swojej córki, ale też dla całego wydziału kryminalnego. Miał uznanie, pozycję i szacunek w środowisku. Prawda o ojcu, której dowiaduje się Karolina w trakcie serialu, wywraca jej świat do góry nogami. Myślę, że tej relacji nie da sprowadzić się do określeń: dobra/zła. Patrząc na nią z boku, nazwałabym ją przemocową, ale moja bohaterka nie ma tej świadomości. Przynajmniej nie ma jej do pewnego czasu. Nigdy wcześniej nie kwestionowała postępowania ojca. To jak ją traktował, jak dużo od niej wymagał, czy jak ją wychowywał (w surowej dyscyplinie i rygorze), było dla niej dowodem jego miłości, tego, jak bardzo ojcu na niej zależy. Teraz z perspektywy zaczyna podważać figurę ojca. Jednak przez to jak bardzo była z nim związana, prawda jest dla niej trudna do zaakceptowania. To przykład klasycznego syndromu sztokholmskiego.

Moja bohaterka, przy okazji prowadzenia na własną rękę śledztwa w sprawie ojca, dowiaduje się prawdy o swojej rodzinie, która całkowicie zmienia jej postrzeganie świata. „Morderczynie” są serialem kryminalnym, ale z bardzo dużym naciskiem na psychologię postaci.

Przekraczając własne granice

Małgorzata Major: Pani bohaterka jest bardzo zdyscyplinowana i rzetelna w swojej pracy. Wydaje się wręcz, że jest lepszą policjantką niż koledzy, którzy nie są tak skrupulatni. W pewnym momencie musi jednak podjąć decyzje niezgodne z jej kodeksem etycznym. Jak się z tym czuje?

Maja Pankiewicz: Karolina na początku serialu ma bardzo jasny kodeks etyczno - moralny. Sama jest uczciwa, oddana pracy, zdeterminowana, ma misję… Do czasu.

Zaczyna zauważać, że granica między dobrem a złem jest płynna i że absolutnie każdy człowiek ma w sobie „czarne”. Sama odnajduje w sobie długo tłumioną agresję i ukrytą głęboko traumę z dzieciństwa. Pod wpływem okoliczności zło wychodzi też z samej Karoliny. Sama siebie zaczyna się bać.

Czytając książkę Bondy [mowa o „Polskich morderczyniach” Katarzyny Bondy – przypis red.] zastanawiałam się, co sprawia, że te kobiety popełniły tak straszne zbrodnie. Analizując ich życiorysy, zauważyłam jedną wspólną cechę. Najczęściej były to kobiety same od lat doświadczające przemocy - wychowane w patologicznej rodzinie, albo będące w przemocowych relacjach. Przez lata walczyły o przetrwanie. Nie tłumaczę zbrodni, tylko próbuję zrozumieć, dlaczego do nich doszło. Te kobiety dobiły po latach cierpienia i przemocy „do ściany”, do momentu, w którym ta „ostateczność” była już jedynym rozwiązaniem. To w dużej mierze morderstwa na tle osobistym. Kobiety, które mordują, same więc były przez lata ofiarami.

Perspektywa Karoliny była taka, że skłamała, żeby ratować rodzinę. Czyli popełniła przestępstwo „w dobrej wierze”. Ja starałam się tego nie oceniać, ale, żeby to zagrać, musiałam spróbować ją zrozumieć.

O kobietach w policji
Małgorzata Major: Jak przygotowywała się Pani do roli, czy miała do czynienia z konsultantami opowiadającymi o pracy policjantów, albo czy miała Pani okazję obserwować ich w pracy? Serial pokazuje środowisko policjantów jako wciąż szowinistyczne i niechętne radykalnym zmianom.

Maja Pankiewicz: Krótki okres przygotowań nie pozwolił mi wniknąć bardziej w struktury, które panują w policji, choć wiem, że gdybym miała więcej czasu, byłaby taka możliwość. Mieliśmy kilka spotkań z funkcjonariuszami, też z byłymi dzielnicowymi. Jednak na tych spotkaniach zawsze obecny był „pan przełożony”, więc wiem, że dziewczyny do końca nie mogły mówić swobodnie. Kobiet w policji na pewno jest mniej niż mężczyzn. To mówi samo za siebie. To nie jest środowisko, które jest jak np. nasze - aktorskie, sterapeutyzowane i uświadomione. Myślę, że przez to, z jakimi traumami te policjantki stykają się na służbie każdego dnia, granica „przekroczenia” jest u nich położona zupełnie gdzie indziej niż u mnie. Podejrzewam, że wiele rzeczy, które mnie by oburzały, albo byłyby dla mnie niedopuszczalne, dla tych dziewczyn mogą być normą. Żeby sobie z tym radzić trzeba mieć naprawdę mocną „psychę”.

Jeszcze kilka lat temu niektóre zachowania, różne praktyki przemocowe, nie miały nawet swoich określeń w języku polskim. Ta świadomość dopiero się buduje. Tym bardziej musi to być trudne dla kobiet w tak zmaskulinizowanym środowisku jak policja. Przyznanie się do tego, w jakim systemie się funkcjonowało od lat, jest bolesne. Chyba nie wszyscy są na to gotowi. Zmiana tych praktyk, czy systemu in general, potrwa lata i wymaga wielkiej odwagi.

Małgorzata Major: Serial opowiada o kobietach i to one są na pierwszym planie. Świetnie wypada spotkanie matki i córek w finale jako triumfujący pierwiastek dobra, mimo że każda z nich musiała przekraczać swoje granice, żeby ocalić tę relację. Czy sądzi Pani, że „Morderczynie” będą dla kobiet innym serialem niż dla mężczyzn?

Maja Pankiewicz: Serial nie był robiony stricte z myślą o kobietach, ale faktycznie jestem dumna z feministycznego przekazu, jaki za sobą niesie. To nie tylko dobry serial kryminalny. On ma faktycznie misję społeczną, przede wszystkim w temacie przemocy wobec kobiet - domowej i systemowej. Kobiety grają w nim główne role, a to na pewno pozwoli odbiorczyniom lepiej wniknąć w historię, utożsamić się z bohaterkami. Cieszę się, że udało nam się stworzyć głęboką, psychologiczną strukturę głównych bohaterek - wielowymiarowych, dalekich od klisz i schematów postaci. Myślę, że załapią się na nasz serial nie tylko miłośnicy kryminałów, ale też kina psychologicznego. Nasi bohaterowie to ludzie z krwi i kości - i to było priorytetem.

Serialowe inspiracje

Małgorzata Major: Czy jakieś filmy i seriale o kobietach w służbach mundurowych, albo po prostu silnych bohaterkach, wychodzących z dotychczasowego kanonu, pomogły Pani zbudować postać Karoliny. Szukała Pani inspiracji, czy wystarczył scenariusz i warsztat aktorski?

Maja Pankiewicz: Oglądałam namiętnie wszystkie kryminalne seriale z kobietami w rolach głównych. Zauważyłam, że zazwyczaj kobiety policjantki są zbyt posągowe. Brakowało mi pokazania momentów słabości. Moją główną inspiracją stała się Kate Winslet w serialu HBO „Mare z Easttown”. W tej roli aktorka objawiła mi się na nowo, zrywając ze swoim dotychczasowym, nieskazitelnym wizerunkiem hollywoodzkim. Pozwoliła sobie być do bólu „ludzka”. Jej bohaterka jest w ciężkiej depresji, nie dba o siebie, oprócz pracy mierzy się z prywatnymi traumami, popełnia błędy, potrafi być słaba, czasami nie daje rady. Na takich momentach u Karoliny zależało mi najbardziej. Bo wtedy widzimy w niej człowieka, a nie maszynę. Te złamania udało nam się, mam wrażenie uchwycić i jestem z nich bardzo dumna.

Serial „Morderczynie” od 27 października dostępny jest w ofercie Viaplay.